Śpiące królewny i ci, którzy chcą je obudzić

Jeśli znacie Kinga tylko z horrorów – znacie tylko jego jedną stronę. Jako wierna fanka pisarza najbardziej lubię te jego powieści, które mają znaczący rys obyczajowy a wręcz zahaczają o ciekawą socjologiczną perspektywę wybranej grupy. I tym razem się nie zawiodłam, dodatkowo otrzymując powieść, którą Mistrz napisał razem z synem.

Owen King ma literacki pseudonim – Joe Hill – pod którym popełnił już kilka książek. Piszę „popełnił” bo nie miałam jeszcze przyjemności ich czytać, stąd trudno mi coś powiedzieć o jego stylu, sposobie budowania zdań i tym magicznym „czymś”, co wyróżnia dobrych autorów. Ale też o tym czymś, co jest charakterystyczne dla słabych autorów – jakaś maniera, denerwujące ujmowanie tematu czy dialogi, które nam jako czytelnikom „zgrzytają”. Krótko mówiąc – ta nieznajomość młodszego Kinga wpędziła mnie w małą konfuzję. „Śpiące królewny” bowiem są napisane przez obu panów King, a pierwsza refleksja po ich lekturze jest taka, że nie widzę wpływu syna na tę powieść. Nie czuję tego indywidualnego wkładu, czegoś oryginalnego i odróżniającego pewne fragmenty wspólnego dzieła od charakterystycznej ręki Stephena Kinga. A tę charakterystyczną rękę wyraźnie widzę w „Śpiących królewnach”. Trudno więc powiedzieć, czy styl obu panów jest tak podobny, czy raczej sposób pisania ojca przeważył w ich wspólnej książce. Gdy przeczytam coś autorstwa Joe Hilla, być może wrócę do tego zagadnienia.

Póki co mogę Wam z czystym sercem polecić „Śpiące królewny”. To jest ta obyczajowa odsłona Kinga, o której pisałam na początku recenzji. Widzimy bowiem mieszkańców małego miasteczka, którzy mierzą się z ogólnokrajowym i – jak się wkrótce okaże – ogólnoświatowym przerażającym zjawiskiem. Oto któregoś zwykłego dnia wszystkie kobiety w mieście zasypiają i się nie budzą. Młode, starsze, w pełni sił, chore, emerytki, niemowlaki, przedszkolaki, studentki – wszystkie zapadają w spokojny sen z a ich ust i nosów wysnuwa się cieniutka warstwa lekkiej substancji, która spowija je w swoiste kokony. One żyją, ale nie funkcjonują. Pytanie brzmi: jak poradzą sobie z tym mężczyźni? Mężczyźni, którzy wkrótce uświadamiają sobie, że zostali sami na świecie, a jeśli sytuacja się nie zmieni – w ciągu jednego pokolenia znikną z Ziemi w ogóle, bo prokreacja przestaje być możliwa.

To co mnie ujmuje w tej i innych tego typu powieściach Kinga („Pod kopułą”, „Dallas’63”) to zestawienie małej społeczności z nietypowym wydarzeniem i obserwowanie reakcji tzw normalnych ludzi. Tutaj mamy jak w soczewce wszystkie emocje mężczyzn, postawionych wobec niewyobrażalnego: niepewność, lęk, niedowierzanie, strach, wreszcie agresję. Autorzy pokazują, jak reagują poszczególni mężczyźni w zależności od tego, jaką mają sytuację rodzinną, jaki mają status społeczny, jak postrzegają siebie w miejscu, gdzie żyją ale też – w zależności od tego, jaki mają stosunek do kobiet. I to jest bardzo, bardzo ciekawe ujęcie tematu. Bo choć kilkaset stron powieści to zamknięta historia, która też w którymś momencie ukazuje, co dzieje się ze śpiącymi kobietami oraz czy możliwy jest powrót do normalności – dla mnie to przede wszystkim frapujące psychologiczne ujęcie teoretycznej sytuacji w wykonaniu połowy ludzkości zobrazowanej w jednej amerykańskiej mieścinie. Panie King – robi Pan to dobrze!

Marta Nienartowicz

Inne teksty naszej autorki znajdziecie tutaj.