Morderczyni czy raczej ofiara?

Zbrodnia w Brzuchowicach dokonana w 1931 roku przykuła uwagę większości obywateli. Ritę Gorgonową oskarżono o zamordowanie 17-letniej Elżbiety, córki swojego kochanka, lwowskiego architekta Henryka Zaremby. Tylko na podstawie zeznań 14-letniego Stasia, brata ofiary niemal wszyscy natychmiast uwierzyli w jej winę. Po kilkudziesięciu latach okazuje się, że nie wszystkie dowody świadczyły przeciwko oskarżonej. Więcej jest też pytań niż odpowiedzi.

Rita Gorgonowa, a naprawdę Emilia Margerita Ilić, przyszła na świat 7 marca 1901 roku w Kninie, w Dalmacji (ówcześnie Austro-Węgry, dziś Chorwacja), około 85 kilometrów na północ od Splitu. Jej małżeństwo zakończyło się niezbyt szczęśliwie i została bez środków do życia. Na swoje utrzymanie zarabiała jako guwernantka.

Tak poznała Henryka Zarembę, właściciela firmy budowlanej i cenionego lwowskiego architekta, który z powodu choroby psychicznej żony, nie radził sobie z wychowaniem swoich dzieci – córki Elżbiety (Lusi) i syna Stasia. Doradzono mu, aby wziął do opieki nad dziećmi – bonę (dawniej określano tak wychowawczynię małych dzieci w bogatych domach). Jego wybór padł na Ritę, śliczną brunetkę pochodzącą z Dalmacji, która zamieszkała z Zarębami w ich willi w Brzuchowicach pod Lwowem. Szybko jednak stosunki służbowe między 41-letnim chlebodawcą a 23-letnią nianią przerodziły się w płomienny romans – w 1928 roku Rita urodziła Zarembie córkę Romanę. Para pozostawała w nieformalnym związku, ale Rita często dawała Zarembie do zrozumienia, że zależy jej na ślubie. Stosunki Rity z dziećmi na początku układały się niemal wzorowo. Zastępowała im zarówno matkę jak i ojca, gdyż Henryk, z racji swojego zawodu, w domu przebywał tylko w weekendy – opowiada Łukasz Włodarski z blogu W mroku historii.

Rita była bardzo ładna i podobała się panom, a ponadto lubiła męskie towarzystwo i nie ukrywała tego, że podobają się jej wszelkiego rodzaju oznaki uwielbienia. Często dzwonili do niej mężczyźni, dostawała liczne listy. Dorastająca Lusia zaczęła posądzać swoja opiekunkę o romanse. O swoich spostrzeżeniach poinformowała ojca. To spowodowało, że stosunki pomiędzy Gorgonową a Zarembą zaczęły się wyraźnie psuć.

Swoją złość Rita wyładowywała na gimnazjalistce, często odgrażała się nawet, że ją zabije. W końcu architekt postanowił rozstać się z kochanką, wynająć mieszkanie we Lwowie i od stycznia 1932 roku zamieszkać tam razem z dziećmi. Rita miała pozostać z córką w Brzuchowicach.  Z tych planów nic jednak nie wyszło, gdyż dwa dni przed wyprowadzką w willi doszło do ogromnej tragedii.

W nocy z 30 na 31 grudnia 1931 roku 17-letnia Lusia została znaleziona w martwa w swoim łóżku. Tego makabrycznego odkrycia dokonał jej (o trzy lata młodszy) brat Staś, który jako pierwszy z domowników złożył zeznania. Według tego, co zapisano w protokole przesłuchania, około północy obudził go przeraźliwy skowyt psa. Przypuszczając, że pod dom zakradł się złodziej, wyjrzał przez okno, nie zobaczył jednak nic podejrzanego. Krzyknął, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku u siostry. Nie usłyszał odpowiedzi, więc wstał z łóżka, zdenerwowany wpadł do jej pokoju, gdzie zobaczył, że leży na łóżku z poduszką na głowie. Kiedy odrzucił poduszkę, zobaczył, że Lusia jest cała we krwi. Wybiegł więc z pokoju krzycząc „Lusia zabita!”. Pierwsza przybiegła Rita ubrana w futro. Chwilę później pojawił się Zaremba, który razem ze Stasiem rozpoczął próbę reanimacji. Ich wysiłki nie mogły już jednak przynieść żadnego rezultatu.

Na miejsce została wezwana żandarmeria.Ku zaskoczeniu wszystkich, poszlaki wskazywały, że za morderstwem stoi nie kto inny, jak Gorgonowa. Sama Rita konsekwentnie nie przyznawała do winy. Ustalenia detektywów wskazywały jednak na nią…

Według śledczych Gorgonowa przeszła ze swojego pokoju do sypialni Lusi i zabiła dziewczynkę dżaganem. Aby upozorować gwałt, palcem spenetrowała pochwę 17-latki, a żeby włamanie do domu było bardziej wiarygodne, otworzyła okno, a sama chciała wyjść przez drzwi werandy. Natknęła się jednak na psa. Uderzyła go w łeb, aby go uciszyć. Zwierzę głośno zawyło z bólu. Skomlenie psa obudziło Stasia, który przybiegł do drzwi sypialni siostry. Gdy wszedł, zobaczył Lusię całą we krwi. Przerażony zaczął krzyczeć. W tym czasie Gorgonowa drżała ze strachu, schowana w jadalni. Obok niej chwilę wcześniej przebiegł Staś. Wydawało jej się, że chłopak nie zauważył stojącej tam kobiety. Pobiegła do sypialni i zmieniła zabrudzoną koszulę. Spaliła ją w piecu. W końcu dołączyła do zrozpaczonych domowników. Chodząc po wodę, wyrzuciła dżagan do basenu – wyjaśnia Łukasz Włodarski.

23 kwietnia 1932 roku we Lwowie rozpoczął się proces Rity Gorgonowej, oskarżonej o morderstwo Lusi Zaremby. Sprawę śledziła niemalże cała Polska. Pod sądem zbierały się tłumy gapiów, a prasa z wielkim zaangażowaniem rozpisywała się o każdym szczególe ujawnionym podczas procesu. Kobieta uparcie nie przyznała się do winy i broniła zaciekle.

Najbardziej zadziwiający jest fakt, że całe oskarżenie sformułowano na podstawie zeznań 14-letniego dziecka – Stasia Zaremby. Obrońcy sugerowali, że chłopak ma bujną wyobraźnię.

Przeglądając akta sprawy w oczy od razu rzuca się fakt, że upiększał on swoje zeznania co chwilę. Przesłuchiwano go łącznie 9 razy i za każdym razem coś dodawał, a jego zeznanie różniły się od siebie istotnymi szczegółami. Mimo to niemal wszyscy natychmiast uwierzyli w winę Gorgonowej. Po kilkudziesięciu latach okazuje się, że nie wszystkie dowody świadczyły przeciwko oskarżonej. Więcej jest też pytań niż odpowiedzi. Niektóre poszlaki wskazują wprost, że mordercą mógł być każdy. Dziś wiele osób zajmujących się sprawą Gorgonowej, twierdzi wręcz, że to sam Staś mógł dokonać zbrodni. Nieletni młodzieniec z wrażenia może popuścić mocz lub kał (stąd ślady w hallu). Ponadto był on dzieckiem matki chorej psychicznie, co uparcie powtarzali obrońcy. Podobno często lunatykował i budził się w różnych częściach domu – wyjaśnia pan Łukasz.

Pod koniec procesu okazało się, że Gorgonowa była w ciąży! Stwierdziła również, że ojcem dziecka jest Henryk Zaremba, a poczęcie nastąpiło 24 grudnia 1931 roku na tydzień przed zamordowaniem Lusi. Zaremba stanowczo temu zaprzeczył i zapowiedział, że nie uzna dziecka.

Kobieta została skazana na karę śmierci, zamienioną drugim wyrokiem na 8 lat. Polskie gazety okrzyknęły te wydarzenia mianem „najgłośniejszego procesu sądowego II Rzeczypospolitej”.

Karę odbywała w więzieniu w Fordonie pod Bydgoszczą. Gorgonowa cały czas zabiegała o przeprowadzenie apelacji swojego wyroku i wcześniejsze zwolnienie z więzienia. 3 września 1939 roku (dwa dni po wybuchu wojny), na mocy amnestii, darowano jej pozostałą karę i opuściła więzienie. Zamieszkała w Warszawie przy ul. Czerniakowskiej – najpierw w schronisku dla uchodźców, potem w klasztorze sióstr Nazaretanek. Ciągle nie miała spokoju, bo rozpoznawano ją na ulicy i wyzywano. Na zaczepki odpowiadała: „Jestem niewinna, a jeśli nawet byłabym, to już za to odcierpiałam.”

Rita Gorgonowa znalazła się podczas okupacji w tragicznej sytuacji. Nie posiadała mieszkania, zawodu, pieniędzy, była osamotniona. Trudniła się dorywczym handlem pod Halą Mirowską. Jej dalsze losy są nieznane. W czasie powstania warszawskiego zginęło około 200 tysięcy warszawiaków – cywili. Czy Gorgonowa znalazła śmierć wśród nich? Tego dziś nie sposób ustalić. Mogła również zostać zesłana do obozu pracy lub obozu koncentracyjnego. Jej córki twierdziły, że Gorgonowa jednak przeżyła wojnę. Podobno widywano ją na Dolnym Śląsku, Wrocławiu i Łodzi. Pojawiły się plotki, że wyemigrowała z kraju. Miała wyjechać do Jugosławii, Rumunii lub do Ameryki Południowej. Doniesienia te nigdy nie znalazły potwierdzenia. Rita przepadła bez śladu… – podsumowuje Łukasz Włodarski.

Więcej szczegółów dotyczącej tej niezwykłej historii znajdziecie na stronie W mroku historii.

ZOBACZ TAKŻE:

Oficjalnie w płomieniach zginęło 56 osób. Ofiar mogło być więcej….

Fot. główne: W mroku historii