Przywrócę siebie na drogę piękna

Czytałam niedawno o nietypowej sytuacji Reese Witherspoon, znanej amerykańskiej aktorki, którą możecie kojarzyć z filmów „Legalna blondynka”, „Spacer po linie” czy „Dziewczyna z Alabamy”. Aktorkę po przekroczeniu 40. roku życia spotkało to, co wiele jej koleżanek – proponowane role przestały być pierwszoplanowe, możliwe do zrealizowania filmy przestały być ciekawe a ona sama mogła zagrać już tylko matkę albo dodatek do mężczyzny.

Reese przez jakiś czas szarpała się z tym, walczyła, ale ostatecznie znalazła na to lepszy sposób niż zgoda na gorsze warunki albo zakończenie kariery. Założyła firmę producencką i zaczęła realizować dobre produkcje, przy okazji wykorzystując swoje zamiłowanie do czytania książek. Coś, co zaczęło się jako hobby (i dochodowy profil na Instagramie, polecający lektury i gromadzący liczone w setkach tysięcy grono miłośników czytania) przerodziło się w biznes. Biznes dochodowy, ale też jakościowo dobry, bo filmy, które wyprodukowała to (tylko przez pierwsze dwa lata istnienia studia) „Zaginiona dziewczyna”, serial „Małe kłamstewka” (w drugim sezonie zagra sama Meryl Streep, jako teściowa postaci granej przez Nicole Kidman!) a także ekranizację autobiograficznej książki „Dzika droga”.

To historia Cheryl Strayed, amerykańskiej dziewczyny z problemami, która postanowiła wyruszyć w drogę. Nie byle jaką drogę, bo do przebycia jest 1800 kilometrów szlakiem Pacific Crest Trial w Stanach. Cheryl jest na zakręcie. Z postępem jej trasy, śledząc to, w jaki sposób ta filigranowa blondynka zabiera się za swoją wyprawę, poznajemy jej motywację i przeszłość. To, jaką miała rodzinę; to, jaka była jako nastolatka; to, jak tragiczne rodzinne wydarzenie pokruszyło jej hart ducha i wiarę w siebie. Film jest przeplatanką poszczególnych etapów tej dzikiej drogi i fragmentów przeszłości bohaterki.

Scenarzysta Nick Hornby (możecie kojarzyć jego książki, chociażby też zekranizowaną „Był sobie chłopiec”) nie spieszy się z tą opowieścią, ale też nie stara, byśmy na pewno polubili Cheryl, która jest na ekranie praktycznie cały czas. Jest samotna, smutna, wkurzona, zagubiona i często na skraju wyczerpania. Chwyta się nadziei, często sprawia wrażenie, że ma więcej szczęścia niż rozumu a jej upór jest po prostu ośli. Ale ta wędrówka ma sens i ma głębokie znaczenie dla tego, kim będzie po powrocie.

To co mi się podoba w tym filmie (poza grą Witherspoon, bardzo odchodzącą od wizerunku efektownej, „zrobionej” blondynki) to nienachalne przesłanie. Nie każdy i nie każda z nas musi przewędrować tysiące kilometrów przez góry, lasy, rwące strumienie czy zaśnieżone doliny. Ale każdy z nas ma mniej miłe momenty w życiu, gdy waha się nad kolejnym krokiem albo po prostu nie wie co dalej zrobić. Odczytuję „Dziką drogę” jako wskazanie, że czasem warto dać sobie czas. Rozwiązania nie zawsze przychodzą na czas, ba! często każą na siebie czekać. Ale zwykle przychodzą, tylko trzeba na nie poczekać. Nie chcę bawić się w terapeutę ani wymądrzać. Z mojej perspektywy ten film daje nadzieję na przezwyciężanie rzeczy trudnych, wręcz ekstremalnie trudnych. Obejrzyjcie, ciekawe jaką Wam da perspektywę.

Marta Nienartowicz 

Więcej recenzji  naszej autorki znajdziecie TUTAJ.