Bezradność towarzysząca czytaniu…

ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW: SPRAWA GRZEGORZA PRZEMYKA Cezary Łazarewicz.

Rzadko kiedy tak się zgadzam z decyzją jury Nagrody Literackiej „Nike”. Ale w 2017 roku dostać ją mogła tylko ta z nominowanych pozycji. Dawno nic mną tak nie wstrząsnęło jak historia opisywana z uwagą i czułością przez Łazarewicza. Jako kobieta urodzona w 1982 roku siłą rzeczy nie byłam świadoma tego, co działo się w 1983 r., gdy tuż po maturze kilku milicjantów na komendzie w centrum Warszawy zamordowało syna opozycjonistki Barbary Sadowskiej. A ta książka prowadzi mnie za rękę przez tragiczne wydarzenia tamtego maja i kolejnych miesięcy.

To prawda, co czytałam o tej książce – że czyta się ją jak dobry kryminał. Wiemy co się stało. Wiemy kto zabił. Wiemy też, kto mataczy i zaciera ślady. I ta bezradność towarzysząca czytaniu jest straszna, tak samo jak straszny jest opis obrażeń Grzegorza i opis rozpaczy jego matki i przyjaciół. Ale uważam, że to jedna z tych historii, którą każdy dorosły Polak powinien znać. Pokazuje jak czarny był tamten czas, jak duszna atmosfera i jak duża była nienawiść władzy PRL do tych, którzy się im pokojowo – ale jednak – sprzeciwiali. Autor operuje datami i cytatami, ale głównie skupia się na relacjach poszczególnych uczestników tego dramatu, co przeraża, ale też po prostu wciąga – jak dobra opowieść. Tylko prawdziwa i w żadnym, najbardziej nawet odrażającym fragmencie, nie przekoloryzowana. Tak właśnie było, tak wyglądała Polska, władza i jej mechanizmy. Niewiarygodne, jak wielu ludzi uczestniczyło w tym, aby śmierć maturzysty ukryć. A jeśli nie dało się ukryć, to zlekceważyć. A jeśli i to by się nie udało – to zrzucić winę na kogoś zupełnie innego.

Tę książkę czyta się ze ściśniętym sercem. Ale trzeba to zrobić, żeby umocnić w sobie wdzięczność za to, że w 2018 do takich historii za nic nie można dopuścić.

Marta Nienartowicz

fot. Wydawnictwo Czarne