Smoki – czy aby na pewno to tylko legendy?

Każdy z nas zna opowieści o tych tajemniczych stworzeniach, pojawiających się w kulturze masowej od zarania dziejów. Smoki, bo o nich właśnie mowa, na trwałe zapisały się w świadomości każdego niemal człowieka na świecie. Wiemy jak wyglądały, wiemy jak groźne były i wiemy, że nie istniały… Czy aby na pewno to tylko mit?

Z gawędami, bajkami czy legendami o smokach spotkać się można w pismach wielu narodów Europy i Azji już od najdawniejszych czasów – opowiadali o nich Sumerowie, Asyryjczycy, Persowie i Hindusi. Występują w mitach o stworzeniu świata, pojawiają się w dziejach dawnych Słowian i Germanów. W europejskiej symbolice smok ucieleśniał zło, nieszczęście, grozę i cierpienie. Zgoła inaczej natomiast przedstawiano je we wschodniej Azji  – smok do dziś uchodzi za symbol szczęścia, sprawiedliwości i urodzaju. Pochodzenie smoków jako mitycznych stworzeń okrywa nadal tajemnica. Zadziwia podobieństwo między opisami i wizerunkami smoków a odnalezionymi szczątkami prehistorycznych gadów. Jednak nie istnieje między nimi żaden związek  – pierwszych ludzi od ostatnich dinozaurów oddzielają przecież miliony lat. Pochodzenia ich zatem trzeba szukać gdzie indziej, ale czy na pewno tylko i wyłącznie w ludzkiej wyobraźni i fantazji…?

Smoku, skąd żeś ty? 

Ich obecność w podaniach, mitach i ikonografii niemal wszystkich narodów Europy i Azji przez wiele stuleci zmusza nas do zadania sobie jednego pytania: skąd wzięły się smoki? Bo przecież nie sposób uwierzyć w to, że starożytni czy średniowieczni ludzie, znajdując w jaskiniach kości i czaszki niedźwiedzi jaskiniowych, w swych prymitywnych umysłach ubrali owe kości w ciało i uzyskali niemal identyczny wizerunek w Niemczech, w Siedmiogrodzie czy w Chinach. Kontakty między kontynentami w tamtych czasach, co prawda istniały ale na niewielką skalę. Jednak obecność w legendach wielkich podróżników jest odnotowana w dużo mniejszym stopniu niż obecność smoków…

Starożytne i średniowieczne bestiariusze, czyli ilustrowane księgi zawierające opisy znanych ówcześnie zwierząt, są niezwykle bogate w przykłady najróżniejszych „fantastycznych” stworzeń, często bardzo szczegółowo omówionych, a staranność i powaga z jakimi były przedstawiane budzą dzisiaj wielkie zdziwienie. Księgi te nie są traktowane poważnie przez współczesną naukę, jednak istnienie wielu opisanych w nich stworzeń znalazło odzwierciedlenie między innymi w znaleziskach archeologicznych. Z cała pewnością można bezdyskusyjnie udowodnić ich istnienie, chociażby na podstawie skamieniałości. Są wśród nich także takie stworzenia jak olbrzymie gady, potwory morskie, gigantyczne węże, latające jaszczury, jednorożce i oczywiście smoki.

Pierwsze wzmianki na temat tajemniczych stworzeń opisywanych jako „latające węże” pochodzą już z Mezopotamii oraz Starożytnego Egiptu, od ok. 3 tysiąclecia p.n.e., gdzie były czczone jako boskie zwierzęta oraz symbole mądrości. Badania archeologiczne dowodzą, że skrzydlaty wąż nie dość, że był częstym motywem artystycznym w Starożytnym Egipcie, to dodatkowo traktowany był jako zwierzę powszechnie znane, występujące w tamtym regionie. Na terenie Egiptu oraz Izraela odnaleziono kilka pieczęci przedstawiających sceny polowania skrzydlatych węży na bydło.

Wizerunek skrzydlatego smoka był wtedy trochę inny niż to sobie dzisiaj wyobrażamy. Opisy z tamtego okresu mówią o zwierzęciu z wyraźnie wężową sylwetką, posiadającą błoniaste skrzydła oraz jedną parą szponiastych odnóży. Inne cechy pojawiające się równie często to rogi lub uszy umiejscowione w tylnej części głowy oraz spłaszczony płat w kształcie rombu, znajdujący się na końcu ogona.

Popularna sylwetka smoka z dodatkowymi przednimi kończynami pojawiła się, jak podaje Sir Grafton Elliot Smith w „The Evolution of the Dragon” z 1919 r., dopiero w okolicach XVI wieku. Natomiast w starożytnych pismach egipskich, opisujących dowodzoną przez Mojżesza wyprawę Egipcjan przeciwko Nubijczykom, możemy znaleźć cytat żydowskiego historyka Józefa Flawiusza:

„Tymczasem Mojżesz, zanim wrogowie dowiedzieli się o jego wyprawie, powiódł wojsko do walki, wybrawszy drogę nie przez rzekę, ale przez ląd. Podczas tej przeprawy wspaniale okazał swoją roztropność. Droga bowiem była niezmiernie trudna z powodu mnóstwa wężów, od których roją się owe miejsca; a są tam takie węże, jakich nigdzie więcej nie można spotkać, niezwykłe siłą, złośliwością i przedziwnym wyglądem; niektóre z nich mają nawet skrzydła, tak że mogą nacierać na ludzi wynurzając się z kryjówek w ziemi, albo niespodziewanie spadając na nich z przestworzy. Aby przeprowadzić wojsko bezpiecznie i bez szkody, Mojżesz wynalazł taki oto sposób, wielce przemyślny: kazał upleść z kory papirusowej kosze na kształt skrzyń i nieść je napełnione ibisami. Ten ptak jest wielkim nieprzyjacielem wężów. Na widok ibisa wąż rzuca się do ucieczki, a wtedy ibis chwyta go jak jeleń i połyka.” („Dawne dzieje Izraela”, tłumaczenie Zygmunta Kubiaka i Jana Radożyckiego, 1979 r.)

W V wieku p.n.e. grecki historyk Herodot opisuje występujące w Arabii oraz Egipcie latające węże jako zwierzęta o niewielkich rozmiarach, otaczające często całymi stadami drzewa kadzidłowca. Arystoteles, Ammianus Marcellinus, Cyceron, Pomponiusz Mela, Solinus oraz Klaudiusz Aelianus również opisują te stworzenia, dodatkowo większość z nich wzmiankuje, że były jadowite.

Słynny średniowieczny przyrodnik, Prosper Alpin, w roku 1580 opisując historię Egiptu w „Histoire Naturelle de l’Egypte” wymienił żyjący na tam gatunek „latających węży”. W swoim dziele napisał, że gatunek ten posiada pewien rodzaj grzywy (mały kawałek skóry na głowie), długi ogon o grubości palca, zwieńczony płatem skóry na podobieństwo liścia, a całkowita długość jednego osobnika mierzy tyle ile gałązka palmy.

O świętym, co smoka 

Na początku XI wieku pojawia się legenda o św. Jerzym, rzymskim trybunie ludowym, żołnierzu oraz członku gwardii samego cesarza Dioklecjana w III w. Według podań Św. Jerzy miał rzekomo zabić smoka terroryzującego mieszkańców miasta Silene w Libii (współcześni historycy twierdzą, że chodzi tutaj o miasto Cyrena położone na północnym wybrzeżu Afryki), ratując tym samym życie córki lokalnego władcy. Na drodze smoka stanął, bestię z bożą pomocą ubił, a w nagrodę, jak to zawsze w legendach bywa, otrzymał rękę, jak również pozostałą resztę uratowanej niewiasty. Uciekając zaś przed zagrożeniem (nie wiadomo przed czym uciekał, może przed zemstą smoków a może przed rodziną panny młodej?) dotarł do Anglii i stał się z czasem patronem tego kraju.

Prawdziwa historia Jerzego (Georgius) jest jednak zgoła inna… Otóż w 303 roku Dioklecjan wydał edykt zezwalający na prześladowania chrześcijan na terenie Imperium. Jerzy zmuszony został do uczestnictwa w prześladowaniach, pomimo tego, że sam był chrześcijaninem. Gdy publicznie odważył się skrytykować decyzję cesarza, rozwścieczony Dioklecjan nakazał torturować go i zabić. 23 kwietnia 303 roku, po wielu torturach Jerzy został ścięty pod murami miejskimi Nikomedii (dzisiejszy Izmir w Turcji). Jego ciało wróciło do Lyddi, gdzie zostało pochowane. Wkrótce potem chrześcijanie zaczęli modlić się do niego, jako do męczennika. Jak widać legenda mija się z prawdą całkowicie ale i tak Św. Jerzy znany jest dzisiaj głównie ze swojego pojedynku z gadem, stał się również symbolem walki z wszelkim grzechem i złem. Najstarsze ilustracje przedstawiające smoka z Silene zgadzają się niemal całkowicie zarówno ze starożytnymi, jak i średniowiecznymi opisami „skrzydlatych węży” występujących na tamtych terenach.

Leki ze smoczej apteki

Nie tylko dzielni rycerze mieli do czynienia ze smokami. Zwykli ludzie także stykali się z tymi bestiami i to w codziennym życiu. A popyt na wyroby z ziejących ogniem stworzeń był ogromny. W aptekach sprzedawano „sanguis draconis” – smoczą krew. Była to żywiczna, czerwono-brązowa substancja, bezzapachowa i bezsmakowa, zmielona na proszek. Pozyskiwano ją z łupin owoców wschodnioindyjskich palm Calamus Draco, lub z pociętych pni rośliny Dracaena Draco L., która rosła na Wyspach Kanaryjskich.

Św. Hildegarda, przeorysza klasztoru benedyktynek w Disibodenbergu (1098-1179), zalecała chorym, którzy cierpieli na kamicę, pić smoczą krew. Krew należało przechowywać w jakimś wilgotnym miejscu, żeby trochę tą wilgocią nasiąkła. Potem wrzucało się do wody, która od krwi się zagrzewała. Pić ją trzeba było na czczo przez 9 dni i zaraz potem coś zjeść. Św. Hildegarda jednak ostrzegała przez używaniem czystej smoczej krwi, bo groziło to człowiekowi nagłą i bolesną śmiercią. Interesująca legenda wiąże się z założeniem benedyktyńskiego klasztoru w Wiltenie, na przedmieściu Insbrucku. Założyć miał go olbrzym Heymo, krótko po tym jak zabił okrutnego smoka, pilnującego miasta. W miejscu, gdzie smok został zabity, zaczęła wyciekać z ziemi czarna, ohydnie pachnąca „smocza krew”, której ludzie z powodzeniem używali do leczenia rozmaitych chorób stawów i skóry. Dzisiaj wiadomo, że ta „smocza krew” to olej ziemny (tzw. ichtiol), który zawiera triasowe łupki bitumiczne. Wierzono też, że w mózgu smoka znajduje się „smoczy kamień”, który jako niezastąpiony środek przeciwko wszelkim truciznom, był wysoko ceniony. Jeśli został wyjęty z głowy smoka za życia, ten kto go posiadał, nie musiał się obawiać otrucia.

Wysokie ceny osiągał magiczny proszek z zębów smoka, rzekomo o działaniu odmładzającym. Lecznicze właściwości smoczych szczątków badał i opisał lekarz z Preszowa (dzisiejsza Słowacja), Johann Paterson Hain (1615-1675). Smocze kości z okolicznych jaskiń pozyskiwał od miejscowych obywateli, albo ich sam poszukiwał. Wyniki badań publikował w czasopiśmie „Miscellanea medico-physica Academiae Naturae Curiosorum sive Ephemeridum medico-physicarum Germanicarum curiosarum”, które wydawała niemieckie towarzystwo przyrodoznawcze. W jednym z numerów wspomniał o jaskini Aksamitka koło Haligowiec, którą uważano na przybytek smoków, ponieważ znajdowano w niej mnóstwo „smoczych” kości:
„Kości znalazł w bardzo głębokiej i bardzo długiej jaskini niedaleko klasztoru kartuzów koło Dunajca… W górach Karpat jest jaskinia niemal zapełniona kośćmi, jak mówią letni pasterze owiec. Także mówią, że te bestie umierają jedna na drugiej, kiedy są mianowicie zmożone chorobą i szukają ulgi, stąpają po leżących kościach, a kiedy zawieje po jamach i rozpadlinach wiatr, zwierzę tak sobie odpocznie, że aż tam zdechnie i powiększy kupę innych padlin. Mówi się, że bestia w nocy wychodzi, a niekiedy się tam ukrywa… Powiadają, że jakiś Włoch przyszedł do tej jaskini, magicznymi sztuczkami wyprowadził z niej smoka, siadł na niego i odleciał.”  W roku 1672 Hain napisał: „Wieśniak, który odwiedza smocze dziury, doniósł był prześwietnemu panu hrabiemu Władysławowi Rakoczemu cały szkielet z kości młodego smoka. Te to zmielone kości sprzedawano przeciwko padaczce”.

O „smoczych kościach” w jaskini koło Haligowiec pisał i polski geograf Stanisław Duńczewski ok. roku 1760, powołując się na Macieja Bela. Kości i zęby znajdowane w jaskiniach należały oczywiście do wymarłych zwierząt. Ich poszukiwacze uzyskiwali za swoje znaleziska dobre ceny, dlatego wiele kości, które mogły być obiektem badań paleontologicznych, bezpowrotnie przepadło. Ogromną rolę smoki odgrywały także w chińskiej medycynie ludowej. We wszystkich aptekach można było kupić „smocze” kości i zęby – na choroby serca, nerek i krążenia, jak również na upławy, gorączkę i suchoty. Najdroższy był proszek ze smoczych zębów, który był ulubionym środkiem odmładzającym. W rzeczywistości były to jednak kości i zęby dawno wymarłych zwierząt. Chińscy aptekarze kupowali kości od poszukiwaczy, którzy z tego mieli spore dochody, więc znaleziska ukrywali i uniemożliwiali do nich dostęp paleontologom.

Smoki w dziełach uczonych

W istnienie smoków wierzyli nie tylko prości i niewykształceni ludzie, ale i poważni uczeni. Po wynalezieniu druku, na coraz szerszą skalę zaczęto wydawać popularne zielniki, bestiariusze i przyrodnicze publikacje, kopiując stare rękopisy. Dzisiaj nazwalibyśmy to szeroką dystrybucją. W taki właśnie sposób w ręce ogółu dostały się zapiski świętej Hildegardy, która tak oto opisuje smoka: „(…) ma suchą skórę i niezwykłą temperaturę. Jego mięso nie jest we wnętrzu ani trochę ogniste. Za to oddech ma taki ostry, że się na powietrzu rozżarza jak iskra wykrzesana z kamienia. Człowieka bardzo nienawidzi i ma diabelską naturę. Kiedy oddycha jadowitym oddechem, otrząsa się powietrze. Mięso i kości z niego nie nadają się na lekarstwa, tyko sadło. Jak smok wyda ostatnie tchnienie, jego krew wysycha i nie płynie, ale jak zatrzyma w sobie oddech, jego krew wilgnie i płynie, i nie można jej używać do celów leczniczych.

Francuski mnich Fulko z Chartres, zmarły w 1127 roku, tak pisał o smokach:
Smoki charakteryzują się długimi, wstrętnymi pyskami, ostrymi zębami i ognistym językiem, uszy mają podobne do rogów, kark jest długi a ciało jaszczurcze. Dwie nogi są podobne do orlich pazurów, a skrzydła mają jak nietoperze. Smoki mieszkają w Indiach i w Etiopii, gdzie stale jest lato. Są to największe zwierzęta na świecie.”

Kanonik Conradus Megenbergensis, znany szerzej jako Konrad z Megenbergu (1309-1374) w swoim dziele „Księga przyrody” z roku 1349 zamieścił taki opis:
„Smok jest jednym z największych zwierząt na świecie. To zwierzę nie ma jadu. Gardło ma wąskie, a chodząc wystawia język. Paszczę rozwiera szeroko i wydaje skomlące dźwięki, zębami nie szkodzi. Ale przecież i nieznaczne jego ugryzienie jest szkodliwe. Szkoda jednak nie pochodzi z zębów, ale z tego, że pożera jadowite rzeczy. Smok trzyma się najwięcej w jaskiniowych skałach, szczególnie w ciasnych miejscach między skalnymi ścianami. Robi tak z powodu nadmiernej ciepłoty swojego ciała. Takie miejsca wyszukuje przede wszystkim wtedy, kiedy długo lata po kraju albo kiedy w lecie jest nadmiernie gorąco. W krainach, gdzie żyje, bywa też bardzo gorąco natychmiast po wschodzie słońca. Głosem i krzykiem straszy ludzi. Ludzie nie mogą wytrzymać jego spojrzenia i natychmiast umierają… Jeden rodzaj smoków nie ma nóg i pełza na brzuchu, a inny rodzaj, rzadszy, ma nogi.

Czy tylko legendy?

Prawda jest taka, że kierując się zdrowym rozsądkiem, niezmiernie trudno jest uwierzyć w istnienie zwierząt, które przynajmniej teoretycznie, mogłyby zionąć ogniem, czy posiadać inne cechy nie spotykane u znanych nam współcześnie gatunków. Jednakże kierując się identyczną logiką, każdy z nas nie powinien również skłaniać się do wiary w to, że legendy i podania o istnieniu tych stworzeń, wzięły się znikąd i są wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni. Przecież krokodyle żyją od czasów dinozaurów, nie zmieniając się za bardzo fizycznie przez 80 milionów lat i co najważniejsze, mają się zupełnie dobrze… Co roku na lądzie, w morzu i w powietrzu odkrywane są nowe gatunki zwierząt. Co jakiś czas archeolodzy odnajdują nowe zagadki i tropy w teorii ewolucji, zupełnie wcześniej nie przewidziane. 

A jak wyglądała kwestia smoków w czasach nowożytnych oraz w przypadku najbardziej nam bliskim, czyli na naszym polskim smoczym podwórko? O tym dowiecie się wchodząc na stronę wmrokuhistorii.blogspot.com.

Łukasz Włodarski autor bloga W mroku historii. Jest to strona o historii ukrytej za fasadą mitów i legend, otulonej płaszczem sekretów, skandali i kontrowersji. Opowieści o pasjach, namiętnościach, zbrodniach i zdradach, o ludziach wielkich i małych, znanych i zapomnianych.

Tygrysica, która zasmakowała w ludzkim mięsie