Czarno to widzę

Jestem dzieckiem lat 80. Kiedy doszło do awarii w elektrowni atomowej w Czarnobylu, miałam cztery latka. Oczywiście, nie pamiętam atmosfery napięcia czy wręcz paniki, jaka zapanowała wtedy w Polsce, a o której opowiadała mi dużo później Mama. Teraz cieszę się, że niewiele z tego czasu pamiętam. Cieszę się też – paradoksalnie – że niewiele dorosłych wiedziało jaka jest skala tego, co się stało.

Jako wierna fanka seriali netflixowych, „z pewną taką nieśmiałością” zaczęłam odkrywać, co ma do zaoferowania HBO GO. Ale w obliczu dostępu do mini-serii „Czarnobyl”, nie mogłam się oprzeć. I wnioski mam takie, jak przed seansem, tylko mocniejsze: Rosja to nie kraj, Rosja to stan umysłu.

Jestem trochę dziwna. Jako widz często wybieram tzw. trudną rozrywkę. Dlatego po seansach naprawdę ciężkich obrazów, wybieram coś lżejszego, np. świetny serial o kobiecym wrestlingu w latach 80. – GLOW (pisałam o nim tutaj). Ale teraz jestem bardzo zaangażowana w śledzenie – odcinek po odcinku – trzech ciężkich seriali: Mindhunter (o seryjnych amerykańskich mordercach), Opowieść podręcznej (tej dystopii chyba już nie trzeba nikomu przedstawiać) i od niedawna mini – serial HBO GO – „Czarnobyl”.

Jestem dzieckiem lat 80. Kiedy doszło do awarii w elektrowni atomowej w Czarnobylu, miałam 4 latka. Oczywiście, nie pamiętam atmosfery napięcia czy wręcz paniki, jaka zapanowała wtedy w Polsce, a o której opowiadała mi dużo później Mama. Kojarzę jak przez mgłę, że dzieci piły płyn Lugola, aby zniwelować działanie radioaktywnych odpadów po katastrofie w ukraińskiej elektrowni. Teraz cieszę się, że niewiele z tego czasu pamiętam. Cieszę się też – paradoksalnie – że niewiele dorosłych wiedziało, jaka jest skala tego, co się stało. Bo gdybyśmy wiedzieli wtedy, jak jest źle, trudno mi sobie wyobrazić, do jakich zdarzeń mogłoby dojść. Wszyscy wiemy, jak strach przeradza się w panikę i co panika może zrobić w dużych skupiskach ludzi.

Cieszę się, że nie wiedziałam tego w 1986 roku ale przez to tym bardziej przeraża mnie to, co widzę w produkcji HBO GO. Serial nakręcony jest z drobiazgową szczegółowością jeśli chodzi o realia – zarówno scenografia jak i nastrój tamtych czasów są przeraźliwie dobrze odtworzone. Co prawda pewne szczegóły tych autentycznych wydarzeń odbiegają od rzeczywistości, niemniej pokazanie twarzy inżynierów z elektrowni, ratowników, lekarzy, strażaków czy wreszcie polityków sprawia, że widzimy szeroki kontekst tego, co stało się w Czarnobylu. Tego, co się działo w samym środku. Tego, jak bardzo sowiecka władza nie chciała, by świat się dowiedział. I tego, ilu ludzi i w jak straszny sposób zginęło przez to, by świat się nie dowiedział.

Dla mnie szczególnie cenne są wątki zekranizowane na podstawie opowiadań Swiatłany Aleksijewicz w książce „Czarnobylska modlitwa”. Reporterka rozmawiała m.in. z Ludmiłą Ignatenko, której mąż – strażak był jedną z pierwszych ofiar. Czytanie tego zapierało mi dech w piersi ale oglądanie tego na ekranie jest po prostu wstrząsające. Poza tym bardzo ciekawy jest wątek tego, w jaki sposób technicznie i fizycznie starano się usunąć skutki wybuchu reaktora w elektrowni – myślę, że wcześniej nie zastanawiałam się w jaki konkretnie sposób to zrobiono, a tutaj jest to pokazane bardzo dokładnie.

Najtrudniejsze jednak w tym serialu jest coś nienamacalnego i trudnego do zwerbalizowania. To ukazanie atmosfery sowieckiej Rosji – wszechwładzy państwowych aparatczyków, tłumienia i wręcz niszczenia ludzi, którzy chcą walczyć o prawdę, inwigilacja, zastraszanie, zaprzeczanie faktom, zamykanie się na pomoc i totalna nieczułość na realne zagrożenie śmierci zwykłych ludzi. To prawda, że Rosja to nie tyle kraj co stan umysłu. Oglądając ten serial, poczujecie to bardzo mocno.

Marta Nienartowicz

Inne recenzje naszej autorki znajdziecie tutaj.