Za nami Wielki Finał Polskich Kwalifikacji do Eurowizji 2025. Zaskoczenia większego nie było i do Bazylei poleci Justyna Steczkowska, która od wielu tygodni była wskazywana jako główna faworytka do końcowego triumfu.
Koncert rozpoczął się w Walentynki o 20.45. Już od samego początku TVP z przytupem weszło w transmisję, kiedy to wystąpił Baby Lasagna z Chorwacji, który rok temu z piosenką „Rim Tim Tagi Dim” wygrał głosowanie widzów, ale ostatecznie po zsumowaniu z głosami jurorów zajął w Malmo 2. miejsce. Tym razem telewizja publiczna zdecydowała się na aż czwórkę współprowadzących. Byli to wieloletni komentator Eurowizji Artur Orzech, piosenkarz Michał Szpak, który w 2016 roku zajął 8. Miejsce na Eurowizji (ostatnie nasze jak do tej pory miejsce w czołowej 10). A wywiady w tzw. greenroomie przeprowadzali Grzegorz Dobek, czyli jeden ze współprowadzących program „Pytanie na Śniadanie” oraz Ola Budka dziennikarka muzyczna w Radiu 357.
Sam koncert przebiegł bardzo sprawnie i chociaż nie obyło się bez wpadek, ponieważ niektórzy fani zgłaszali problemy z dziwnym pogłosem w trakcie całej transmisji (jakby koncert odbywał się w studni), to jednak całościowo dobrze wypadł. Nie było idealnie, ale pod kątem produkcyjnym i oprawy jest naprawdę dobrze i jest potencjał, żeby jeszcze można było udoskonalić.
Poszczególni wykonawcy zaprezentowali się naprawdę dobrze i raczej mało było występów, które można byłoby określić mianem słabe. Zespół Chrust wypadł bardzo dobrze, został zapamiętany, mimo że występował jako pierwszy. Występ charakterystyczny i przez zaprezentowany gatunek muzyczny, jak i wielką figurą postaci wykonaną z chrustu. Sw@da i Niczos dali popis swoim występem, gdzie jako artyści jeszcze ten ponad miesiąc temu byli niemal anonimowi, a w piątkowy wieczór zgarnęli blisko ¼ wszystkich głosów. Taki bardzo intymny i prosty występ Teo, gdzie oprócz niego, była tylko jedna tancerka. Dobrze zaprezentował się także Dominik Dudek.
Tak jak już wspomniałem ostatecznie wygrała Justyna Steczkowska, dla której będzie to powrót na scenę eurowizyjną po 30 latach. Czy był to najlepszy występ w piątkowy wieczór? Mimo, że to co działo się podczas jej występu to było prawdziwe show, to jednak też momentami było delikatnie nieczysto. Część osób zwracała uwagę, czy nie za dużo wszystkiego. Były tańce i całe układy choreograficzne, pirotechnika, gra na altówce, a także co było najbardziej imponujące zwis jakieś 2 metry nad sceną. Co więcej było to totalnie bez żadnych zabezpieczeń. Z jednej strony Steczkowska wszystkie mięśnie musiała skupić na tym, aby nie puścić się uchwytów i nie spaść na scenę, a z drugiej strony miała tam moment, kiedy musiała wejść w wysokie dźwięki, co było dodatkowym utrudnieniem. Produkcja namawiała, żeby miała na sobie uprzęże, żeby była bezpieczniejsza, ale to mogło utrudnić układy taneczne z obrotami na podłodze sceny, a zakładanie ich w trakcie występu nie wchodziło w grę, bo by nie wyrobiła się z nimi.
Wybór Steczkowskiej to jednak pod wieloma względami bardzo dobra informacja dla polskich fanów. Przede wszystkim w końcu po kilku latach i dramach związanych z wyborem reprezentanta w końcu wygrywa zdecydowana faworytka fandomu eurowizyjnego. Wiadomo znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to fatalny wybór, co już zdarza się na różnych profilach związanych z Eurowizją czy to polskich, czy zagranicznych, a królują w tym… oczywiście Polacy. Mimo wszystko jak opadną te pierwsze emocje, to dobrze zrobi dla fanów Eurowizji trochę spokoju, którego brakło w poprzednich latach, kiedy to były oskarżenia wobec jury o przesadne faworyzowanie najpierw Blanki, a potem Luny, które miały być wspierane przez duże wytwórnie, oraz bogatych rodziców, przez co minimalnie przegrywali kandydaci, których preferowali fani. Czy to najpierw z Jannem, czy rok temu z Justyną Steczkowską, która zgłosiła się wtedy z piosenką „Witch-ER Tarohoro”.
Wybór Steczkowskiej w tym roku, to wybór całego pakietu. W końcu nie trzeba obawiać się to, jak poradzi sobie wokalnie reprezentant na Eurowizji, czy występ będzie stał na odpowiednim poziomie. Wcześniej co i rusz były obawy o popisy wokalne, czy to Blanki, Luny czy wcześniej Rafała Brzozowskiego. Jedynie jakie ewentualnie można mieć obawy, to czy właśnie występ nie zostanie przedobrzony, czy nie będzie za dużo na raz działo się na scenie. Myślę jednak, że skoro jest jeszcze te 3 miesiące do finału, to zarówno Justyna, która jak sama przyznała jest perfekcjonistką i na pewno będzie miała swoje przemyślenia co było dobrze, a co nie podczas tego występu, a także mając koło siebie cały sztab ludzi z TVP, reżyserów, choreografów itd. to występ powinien być bardzo dobrze dopracowany.
Jak zareagowali zagraniczni fani?
Patrząc po reakcjach, jakie fani nagrywają na YouTube czy TikToka, to odbiór po wygranej Steczkowskiej jest pozytywny. Również są pod ogromnym wrażeniem tego wszystkiego co się dzieje na scenie, ale też niektórzy zwracają uwagę na to, że może zamiast chcieć zrobić tak wiele rzeczy na scenie na raz, to może zrezygnować z czegoś, aby dopracować pozostałe elementy.
Na aplikacji MyEurovisionScoreboard fani od razu rzucili się do oceniania piosenki. Utwór Steczkowskiej zadebiutował na 3. miejscu, a po kilkunastu godzinach jest on tuż za podium, bo na 4. miejscu spośród 13 dotychczas wybranych piosenek. Akurat w ten sam weekend przez sobotę i niedzielę poznamy jeszcze kolejne 5 piosenek, które wezmą udział podczas Eurowizji w Bazylei.
Teraz przez Steczkowską czas jeszcze większej pracy. Najróżniejsze występy około eurowizyjne w całej Europie, dopracowywanie występu, tak aby wszystko się udało tego 13 maja podczas półfinału i miejmy nadzieję także 17 maja podczas Wielkiego Finału w Bazylei. Fot. Michał Szumański
ZOBACZ TAKŻE:
Miłość w rytmie Eurowizji. Polska w Walentynki wybierze reprezentanta do Bazylei