Historia ta dzieje się w Stanach Zjednoczonych w ogromnym wielopiętrowym hipermarkecie, w którym kupić można dosłownie wszystko. Kierownik przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę na dzień próbny, aby sprawdzić jego umiejętności sprzedażowe.
Po zamknięciu kierownik wzywa na rozmowę nowego pracownika i pyta ile dziś miał transakcji.
– Jedną – odpowiedział nowy.
– Jak to jedną? – zirytował się kierownik. – Nasi sprzedawcy maja średnio od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu transakcji w ciagu dnia! Co Ty robiłeś przez cały dzień? No i ile utargowałeś?
– Trzysta siedemdziesiąt tysięcy dolarów.
Kierownika dosłownie zatkało z wrażenia: – Trzy… sta ileee? To coś Ty sprzedał?
– Na początek sprzedałem mały haczyk na ryby…
– Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy? – dziwi się kierownik.
– Ale to nie koniec. Potem przekonałem klienta, żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk, bo może się przydać. No i jak wziął haczyk to jeszcze zaproponowałem żyłkę, w sumie to trzy rodzaje: cienką, grubą i średnią. A poźniej zaczęliśmy rozmawiać i spytałem go, gdzie zamierza łowić. Powiedział, że najlepiej jest na Missouri. To mu zaproponowałam porządną kurtkę, nieprzemakalne spodnie, gumowce, bo wiadomo, że tam wieje i zimno. Przekonałem go też, że na brzegu ryby gorzej biorą i dlatego poszliśmy jeszcze wybrać motorówkę. A później spytałem się jaki ma samochód i okazało się, że ma zbyt mały, aby przewieźć łódź, dlatego zaproponowałem mu przyczepę – relacjonuje nowy pracownik.
– I to wszystko sprzedałeś człowiekowi, który przyszedł kupić mały haczyk na ryby?
– Nieee, on przyszedł kupić czekoladę dla żony, która jest w złym humorze. Zaproponowałem mu, żeby dał jej odpocząć, a sam pojechał na ryby…
ZOBACZ TAKŻE:
Pewien młodzieniec z Europy będąc w jednym z amerykańskich miast… (dowcip dla pełnoletnich)
Fot. ma charakter poglądowy