Prosto z targu w Mercato Centrale, czyli prawdziwy raj dla zgłodniałych

Wybranie się do Florencji w połowie lutego nie jest złym pomysłem. Turystów jest znacznie mniej. Bez tłoczenia można wejść do najbardziej obleganej galerii sztuki Uffizi lub spacerować w wąskich uliczkach nie przepychając się między grupami wycieczek.  Chociaż główny targ miejski – Mercato Centrale nie stanowi wielkiej atrakcji architektonicznej, warto się tam wybrać z wielu powodów.

Zacznijmy zwiedzanie od przedstawienia historii hali targowej. W 1865 Florencja stała się, na sześć lat, stolicą nowo powstałego państwa Włoch. Dało to impuls do rozwoju miasta, między innymi postanowiono wybudować trzy hale targowe, które miały zapewnić zaopatrzenie mieszkańców miasta w produkty spożywcze. Wybudowane zostały dwie z nich: przy Sant’Ambrogio i przy San Lorenzo. W mniejszej z nich, przy Sant’Ambrogio, miały być sprzedawane owoce i warzywa, a w Mercato Centrale (czyli Targowisku Centralnym) przy placu San Lorenzo – pełen asortyment wyrobów spożywczych. Obie hale zaprojektował wzięty architekt Giuseppe Mengoni. Do zrealizowania budowy Mercato Centrale wykorzystane zostały bardzo wówczas modne materiały czyli żeliwo i szkło. W projekcie można zauważyć elementy neogotyku, ale wszystko podporządkowane jest funkcjonalności. Wielkie okna mają wprowadzić do hali jak najwięcej światła, ale by w najgorętszym okresie nie było w niej zbyt gorąco, okna wyposażone są w okiennice.

Wspólne stoły dla głodomorów ;-)

Mercato Centrale oddano do użytku w 1874 roku. Początkowo na piętrze były stoiska z owocami i warzywami, a pozostałe produkty sprzedawane były na parterze. Z biegiem lat to się zmieniało. Przez pewien czas owocami i warzywami handlowano na placu przed halą. Na początku XXI wieku postanowiono halę unowocześnić, a jej rolę przystosować do potrzeb przetaczających się przez Florencję tłumów turystów. Zrewitalizowany budynek otwarto w 2014 roku, czcząc 140 rocznicę oddania do użytku pierwszej hali. Obecnie w podziemiach mieści się parking, parter jest halą targową, a piętro to miejsce przeznaczone dla punktów gastronomicznych. Piętro to prawdziwy raj dla zgłodniałych wycieczek. Zorganizowane jest podobnie jak w Warszawie Hala Gwardii czyli wspólne stoły przy, których można usiąść niezależnie od tego skąd wzięliśmy potrawę. Oczywiście króluje tu kuchnia włoska, czasami typowa toskańska, w której potrawy były proste i tanie czyli kuchnia wywodząca się z najuboższych domów. Do takich należą między innymi potrawy z podrobów, na przykład kanapka z flakami lampredotto. Jeśli chcemy zjeść w bardziej kameralnych warunkach, to wokół hali, na placu San Lorenzo, znajduje dużo restauracji. Jedynym problemem jest wybranie co i gdzie chcemy zjeść. I znów przyjechanie poza sezonem jest doskonałym pomysłem. Bez problemu można zajrzeć do różnych lokali, przyjrzeć się ofercie i nie czekać długo na wybrane danie.
Prosto z targu skierowało jednak swoją uwagę na parter hali, gdzie znajdują się stoiska z produktami spożywczymi. Od razu widać, że duża część stoisk nastawiona jest na turystów. Są tu fikuśne butelki i buteleczki z oliwami, słoiczki z różnymi pastami, różnokolorowe makarony. Nawet w lutym widać było zorganizowane wycieczki zwiedzające targ, a sprzedawcy są przyzwyczajeni do pozowania do fotografii. Florentyńczycy na szczęście mogą też się tu zaopatrzyć we wszystko, co potrzebne w kuchni i przebierać w lokalnych, sezonowych specjałach.

Mięso, wędliny i nie tylko

Mnogość produktów jest taka, że trudno wszystko opisać, napiszemy więc o tym co nas najbardziej zaciekawiło.
Może to specyfika pory roku, ale znaczna część stoisk oferowała mięsa i wędliny. Nie ma już w Mercato Centrale pięknych marmurowych lad, wymogi sanitarne spowodowały zamianę ich na stalowe, ale i tak rozmaitość wędlin sprawia, że stoiska wyglądają atrakcyjnie. Najbardziej tradycyjna z tradycyjnych wędlin toskańskich to lardo di Colonnata – przysmak smakoszy. Jest to słonina długodojrzewająca, wcześniej solona, nacierana mnóstwem przypraw i marynowana w białym winie. Inne słynne toskańskie wędliny to szynka suszona (przynajmniej przez rok) prosciuto di Toscana i salami z nasionami kopru włoskiego – finocchiona. Wszystkie te wędliny mają oznaczenie IGP czyli są chronionymi prawem produktami określonego obszaru geograficznego. Oprócz tych wędlin na stoiskach znajdziemy oczywiście wszystkie rodzaje wędlin z całych Włoch. Kupimy również mięsa wszelkiego typu, od jagnięciny po wołowinę, oraz podroby. Ozorki, płucka czy wątróbki były eksponowane bardzo elegancko w przeszklonych ladach.
Stoiska z serami mogą przyprawić o zawrót głowy – nie z powodu zapachu lecz ich liczby i rozmaitości. Specjalnością Toskanii są sery z owczego mleka pecorino (cacio) toscano. Nie tylko można je kupić w różnych stadiach dojrzewania – od młodego przez średnio dojrzały do dojrzałego, to w dodatku ser może zawierać przeróżne dodatki smakowe – rozmaryn, pieprz lub białe trufle, albo zyskać fioletowa skórkę dzięki nacieraniu czerwonym winem. Na miejscu możemy przyjrzeć się produkcji mozzarelli z mleka bawolic mozzarella di buffala.
Pięknie wyglądają stoiska z przyprawami, oliwkami, suszonymi pomidorami, papryczkami, grzybami. Co prawda na suszonych prawdziwkach widać, że były gryzione przez robaki, ale nikomu to nie przeszkadza. Na stoiskach z kaszami, ziarnami itp. największe zainteresowania wzbudziła torba podpisana farro, ponieważ w restauracji te ziarna były dodatkiem do tradycyjnej zupy fasolowej passato di fagioli con farro. Okazuje się, że jest to rodzaj pszenicy starszej od orkiszu, znanej już w Mezopotamii. Nie tylko jest ona super zdrowa, ale również jest bardzo smaczna, a chleb z niej wypiekany ma orzechowy posmak. Polska nazwa to płaskurka – u nas jest rarytasem, ale można kupić robione z niej makarony i mąkę.
Można powiedzieć, że na warzywnych stoiskach królowała barwa zielona, a uwagę przyciągały przede wszystkim karczochy. To teraz we Włoszech początek sezonu na te warzywa. Częścią jadalną karczochów są pąki kwiatowe. Zewnętrzne płatki są zdrewniałe i przed gotowaniem się je zdejmuje. Im bliżej środka tym płatki stają się bardzie miękkie, a najlepszy jest sam środek zwany sercem. Karczochy sprzedawane były pojedynczo, w pęczkach, były różnej wielkości. Najczęściej są jedzone gotowane z różnego rodzaju sosami lub są dodatkiem do makaronu lub pizzy.

Mercato Centrale zachwyca o każdej porze

Oprócz karczochów widzieliśmy kilkadziesiąt rodzajów sałat i cykorii w barwach od białej przez ciemnozieloną do liliowej, były pory i fenkuły, seler naciowy i kilka innych rodzajów naci. Cukinie i szparagi dopełniały wrażenia. Bardzo ładnie wyglądały przeróżne kapustne, a wśród nich fioletowe kalafiory. Są one trochę ostrzejsze w smaku od białych, co chyba jest zaletą. Zarówno kapusta włoska, jak i kalafiory i brokuły były wyraźnie mniejsze od sprzedawanych u nas. Uwagę zwracały wielkie główki endywii fryzowanej, w której liście od środka są jasnożółte, a na zewnątrz są intensywnie zielone. Endywia nie jest jednak sałatą, lecz jej kuzynką – cykorią. Endywii towarzyszyła często cykoria czerwona.
Wiele warzyw pochodziło z Sycylii, skąd przywieziono również pomarańcze, cytryny, grejfruty i mandarynki, na które jest teraz szczytowy sezon. Stoiska z owocami wyglądały bogato, ale nie lepiej niż w naszych warzywniakach. Natomiast ich zaletą było to, że przebyły znacznie krótszą drogę, żeby trafić do sprzedawcy i pewnie wobec tego było też na nich mniej konserwantów.
Mercato Centrale na pewno jest świetnym miejsce o każdej porze roku, być może w lecie jest tam ogromny wybór owoców i warzyw, ale też zapewne jest straszny tłok, podobnie jak w całej Florencji. Zachęcam więc do wybrania się do stolicy Toskanii się poza sezonem – w lutym, marcu lub listopadzie.

Karolina Szurek, Antonina Zalewska 

Inne części Prosto z targu znajdziecie TUTAJ.