45. urodziny malucha

Stanowił przedmiot marzeń wielu osób w czasach PRL-u. Pakowny, bez większych problemów był w stanie pomieścić rodziców dzieci, psa i bagaż. Maluch, maluszek, kaszlak, czyli po prostu Fiat 126p. 45 lat temu pierwsze samochody zjechały z taśmy produkcyjnej.

Początkowo te auta produkowane były we Włoszech, a od 6 czerwca 1973 roku zaczęto produkować je w Fabryce Samochodów Małolitrażowych „Polmo” Bielsko-Biała w Bielsku-Białej oraz w Tychach. Maluch w czasach PRL-u kosztował dwadzieścia średnich pensji, ale żeby go nabyć trzeba było mieć jeszcze talon na jego przydział. Na początku był przedmiotem pożądania i tylko niewielu stać było na jego zakup. Z czasem stał się najpopularniejszym autem w naszym kraju. Nie ma bodajże w Polsce osoby, który choć raz by nim nie jechała – jako pasażer czy kierowca. Wielu wspomina go z sentymentem.

Patrząc na to z perspektywy czasu, jeździło się nim… wooolnooo. Zimą było zimno, a latem za gorąco (śmiech) Bardzo często podróżowaliśmy w piątkę – mama, tata, siostra, brat i ja. O dziwo się mieściliśmy i nikomu nie przeszkadzała taka jazda. Może dlatego, że byliśmy jeszcze dziećmi, więc nie zajmowaliśmy aż tyle miejsca. Ja, jako najmłodsza, zawsze siedziałam na środku. Zimą był większy problem, bo w puchowych kurtkach robiło się ciasno, wiec zawsze jedno z nas musiało zostać z babcią w domu – z uśmiechem wspomina wyprawy maluchem nasza rozmówczyni Aneta.

W pamięci szczególnie utkwił jej jeden obrazek, przedstawiający rodzinne podwórko i trzy maluchy. Ktoś mógłby pomyśleć „po co aż tyle”, tymczasem wszystkie miały określone „funkcje”.

Otóż jeden z nich (pomarańczowy) był na sprzedaż. Całe szczęście, bo był paskudny i bardzo go nie lubiłam. Mój tata był listonoszem, więc potrzebował samochodu do rozwożenia przesyłek, tak więc drugi (czerwony) służył do pracy. Trzeci (granatowy) używany był „od święta”, a więc można uznać, że był ekskluzywny (śmiech). Koledzy ze szkoły dokuczali mi mówiąc, że mam komis maluchów. Bardzo chciałam, aby tata kupił chociażby jakiegoś golfa. Dziś wiem, że maluchy to jednak samochody z klimatem – podkreśla Aneta.

Rozebrany do podwozia

Kolejna nasza rozmówczyni Anna z równie dużym sentymentem wspomina swojego rodzinnego malucha.

Auto dostaliśmy w 1985 roku, oczywiście na talon. Ojciec go odebrał i stał się dumnym posiadaczem żółtego fiata. W tym samym roku pojechaliśmy na zaproszenie najpierw do NRD, a potem do RFN tymże maluchem – w trzy osoby. Przy granicy z NRD jakoś jeszcze szło – co prawda celnicy z psami dokładnie przeszukali auto, ale obyło się bez większych komplikacji. Kilka tygodni byliśmy w Berlinie Wschodnim i ruszyliśmy do RFN, do Freiburga przy granicy z Francją. Na granicy jak celnicy zobaczyli naszą trzyosobową rodzinę z całym majątkiem w maluchu, to nam tego fiata rozebrali! Zdejmowali kolejne warstwy aż do podwozia. Szukali jakiejś naszej kontrabandy, ale nic nie znaleźli! Opcja składania auta prawie od zera nie była zbyt ciekawa, mojemu ojcu zajęło to pół dnia! – opowiada Anna.

Dodaje, że na trasie od granicy Niemiec Zachodnich do granicy z Francją stanowili „ciekawostkę przyrodniczą”. Takich aut tam bowiem wtedy nie było. Podczas noclegu w aucie na kempingu wielu Niemców przyszło zobaczyć co to za „cudo”. Ktoś się zorientował, że są z Europy Wschodniej i dzięki temu dostali kanapki i soczki. Jak podkreśla Ania, fiat dzielnie wytrzymał podróż i po kilku tygodniach wrócili do Warszawy. Ich maluszka spotkała jeszcze jedna przygoda – w 1989 roku został skradziony z parkingu pod pracą ojca Ani. Po czterech dniach ktoś odprowadził na miejsce, a w bagażniku zostawił ulotki „Solidarności”.

Rajdowy kaszlak

Maluch był dla wielu osób było samochodem na którym uczyli się kierować. Co ciekawe niektórzy nawet uczestniczyli w rajdach!

To był mój pierwszy samochód, którym jeździłem jako uczeń technikum samochodowego i pierwszy, którym jeździłem w rajdach. To był dobry samochód m.in. dlatego, że był prosty w naprawie, a wymiana silnika trwała 30 minut. Poza tym maluch pokonywał lepiej błoto, śnieg i lód niż większość obecnych samochodów. Podrasowałem go nieco i śmigał z prędkością 140-150 km/h (śmiech). Kilka razy zdarzyło mi się dachować, nigdy nie udało mi się zwyciężyć, ale radość z takiej jazdy była bezcenna – podkreśla Paweł.

Maluszek w Hollywood

Ostatni Fiat126p zjechał z taśmy produkcyjnej 22 września 2000 roku. Jeden z egzemplarzy trafił do Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie, a jeden do turyńskiego muzeum fiata.

Nasz maluszek trafił też do hollywodzkiego aktora Toma Hanksa, który będąc w Pradze zainteresował się polską legendą motoryzacji i zrobił sobie przy nim zdjęcie. Monika Jaskólska z Bielska-Białej, miasta Fiatów 126p, postanowiła przekuć zainteresowanie gwiazdora tym autem w pomoc dla tamtejszego bielskiego szpitala pediatrycznego. Zorganizowała akcję charytatywną w wyniku której szpital otrzymał wsparcie, a Tom Hanks dostał fiata z 1974 roku. Zanim maluch trafił w jego ręce przeszedł gruntowy remont,w tym wymianę tapicerki na skórzaną! Dodano też elementy związane z Bielsko-Białą oraz nieśmiertelnego pieska z kiwającą się główką, onegdaj obowiązkowy gadżet w każdym samochodzie.